W 1962 Donald Rugoff otworzył swój nowy biznes na Upper East Side. Ściągał do Nowego Jorku artystyczne filmy europejskie. Nie potrzebował takiej wielkiej sali jak miał Capitol (3600 miejsc) – postawił na dwie mniejsze. W ten sposób powstało jedno z pierwszych kin z wieloma (najpierw 2, później 3) ekranami. Nowoczesny, dwupokładowy budynek zaprojektowany przez Abrahama Gellera otwarto w 1962 roku przy Trzeciej Ulicy. W foyer można było napić się darmowej kawy. Popularny film mógł być wyświetlany dłużej, niezależnie od nowej premiery. W tym samym czasie zaczęły powstawać również pierwsze kina wielo salowe przy centrach handlowych na przedmieściach, mające na celu odbicie publiczność telewizji.
Monthly Archives: Listopad 2011
Ciśnienie władzy
Wieża ratusza w niemieckim Kornwestheim jest unikalnym mariażem infrastruktury i reprezentacyjnej architektury publicznej. Na niższych kondygnacjach znajdują się biura, reszta jest wieżą ciśnień. Ponieważ zbiornik wody z zasady musiał być umieszczony powyżej odbiorców, wykorzystano tę cechę do stworzenia dominanty (brzydkie słowo). Żelbetowy szkielet konstrukcji jest widoczny i wypełniony cegłą. Charakterystyczny balkon służy do zawieszania flagi. Budynek powstał w 1935 wg projektu Paula Bonatza, więc wiadomo o jaką flagę chodzi.
Miasto Słońca
Mińsk został częściowo zniszczony podczas operacji Barbarossa w 1941. Gauleiter Okręgu Generalnego Białoruś – Willhelm Kube zapowiedział, że odbuduje miasto. Nie zdążył. W lecie 1944, podczas kontrofensywy, Armia Czerwona zrównała Mińsk z ziemią. Kube, jednak nie minął się za bardzo z prawdą, to wzięci do niewoli żołnierze niemieccy pracowali na nowych placach budów. Miasto nie zostało odtworzone, ale powstało od zera. Monumentalne budynki były jednak tylko atrapami. Klasyczne porządki sprowadzono do dekoracji niejadalnego tortu. Patrząc w ślepe okna i udawane balkony, widać jedynie cynizm epoki Stalina. Dopiero za fasadami, tworzącymi paradne ulice i pompatyczne place, można znaleźć prawdziwych mieszkańców miasta.
Polecam książkę: Artur Klinau, Mińsk. Przewodnik po Mieście Słońca, Wydawnictwo Czarne 2008.
Dom jak Willys
Na początku lat 50. Alison i Peter Smithsonowie jeździli odkrytą wersją Jeepa Willysa. Kto raz siedział w tym surowym samochodzie, wie, że musi to być świadomy wybór – stanowisko, a nie fanaberia. Taki był ich styl życia i przekonania – lansowali wtedy tzw. nowy brutalizm. Nie chodziło jednak wyłącznie o estetykę. Brutalny znaczył: konsekwentny, bezpośredni i wprost.
Smithsonowie nie ograniczali się jedynie do odsłaniania instalacji i niewykańczania powierzchni. Nie szli na kompromisy, bo chcieli żyć po swojemu. Peter nigdy nie pozwalał brać projektów, z których nie czerpaliby satysfakcji. Chyba ich najbardziej wymowny projekt to niezrealizowany dom własny w Londynie. Budynek jest manifestem surowego i prostego życia, jakie chcieli prowadzić.
3 piętra z piwnicą, schody i jedynie 3 ściany wewnętrzne (!). Parter to studio, połączone z ulicą i ogrodem – tu mieli spędzać najwięcej czasu, bo praca była dla nich wszystkim. Na samej górze jednoprzestrzenny pokój dzienny z balkonem – najlepsze oświetlenie wieczorem, po pracy. Pomiędzy studiem a pokojem – sypialnia i kuchnia, oddzielone jedną ze ścian. Do łazienki trzeba chodzić do piwnicy, ale to świadomy wybór właścicieli wojskowej terenówki.
Wkrótce Smithsonowie przesiedli się do najnowszego Citroena DS19 i zaprojektowali supernowoczesny dom przyszłości z plastiku. Potem brutalizm poszedł na złom.
Weteran Victor Lundy
Victor Lundy jako amerykański żołnierz przekroczył linię Zygfryda we wrześniu 1944. Poznał wtedy wziętego do niewoli oficera niemieckiego, który był architektem. Po wojnie Lundy trafił na Harvard do klasy Waltera Gropiusa – znał go z rozmów z wrogiem.
Lundy twierdził, że jego styl jest śmiały i pozbawiony hipokryzji. Ekspresyjna konstrukcja była widoczna dzięki dużym przeszkleniom. Jest najbardziej znany z kościołów o strzelistych dachach. Ale podobnych zabiegów używał w budynkach świeckich. Trzon pawilonu mebli Galloway’s przechodzący we wspornikowy dach, został wykonany z laminowanej sekwoi i otoczony szkłem.
Na Wystawę Światową w Nowym Jorku (1964) Lundy zaprojektował pawilon, którego zadaszenie unosiło się jak balon. Pięć białych kwiatów zostało rozplanowanych na całym terenie.
Mieszkanie na kołach
Cyganie zaczęli wykorzystywać wozy do mieszkania w połowie XIX wieku. 30 lat później powstał pierwszy karawan rekreacyjny. Zbudował go William Gordon Stables i nazwał Wędrowcem. Na początku XX wieku Michał Drzymała zamieszkał w wozie, grając na nosie pruskiej administracji, która zabroniła mu zbudowania domu. Już w latach 30 XX w. Amerykanie rozpowszechnili ideę przyczep kampingowych. Stalowe wozy były standardowo wyposażone w dwupalnikową kuchenkę, lodówkę, zlew i meble. Samochody kampingowe (kampery) podbiły rynek dopiero w latach 50. XX w.
Architekci rozważali ideę kampingu w szerszym kontekście. Archigram zaproponował wielopoziomowe parkingi dla domów na kołach, próbując wykorzystać je do budowy miasta (1966). Do dziś postrzeganie mobilnej architektury nie zmieniło się jednak znacząco – służy ona przede wszystkim do rekreacji (choć najbardziej luksusowe modele kamperów mają np. wbudowany garaż na samochód), a stałe mieszkanie w przyczepie jest raczej utożsamiane z niskim statusem finansowym i cygańskim życiem.
Zobacz także wpis: Kultura na kołach
Drive-In
Rozwój sieci autostrad w USA od początku lat 20. XX wieku był spowodowany zapotrzebowaniem armii. W czasie I Wojny Światowej dowódcy zorientowali się, że w razie konfliktu, transport kolejowy nie wystarczy. Rozwój motoryzacji na potrzeby wojska spowodował upowszechnienie się samochodu w sektorze cywilnym. Amerykanie szybko zakochali się w swoich pojazdach, których lawinowo przybywało m.in. dzięki wprowadzeniu przez Forda taśmy montażowej (1913).
Oficjalna historia architektury zwykle pomija projekty bezpośrednio skierowane do kierowców. W USA powstawały nie tylko popularne kina Drive-In, które opatentował w 1933 Richard M. Hollingshead Jr., a ostatnio przypomniał Quentin Tarantino w filmach z cyklu Grindhouse.
Naprzeciw nowej modzie wychodzili restauratorzy, bankowcy i kościół. W latach 50. powstały pierwsze świątynie dla kierowców. Na Florydzie przeszkloną, modernistyczną kapliczkę zbudował wybitny architekt Victor Lundy.
Korzystałem m.in. z archiwalnych numerów magazynu LIFE.
Raine Karp ma to gdzieś
„Jestem stary. A starego człowieka nie bardzo obchodzą sprawy na Ziemi. Zajmują mnie istotniejsze tematy.” Raine Karp – niegdyś najważniejszy architekt Tallina – ma dzisiaj opinię o sobie i swoich budynkach w nosie. Chcą burzyć – nie przeszkadza mu, krytykują – rozumie dlaczego i się nie obraża. Był architektem związanym z komuną. Wysoko postawionym urzędnikiem, ale bez legitymacji partyjnej. Dużo budował i mógł podróżować poza ZSRR, chociaż nie podobał się kacykom. Był kreatywny i oryginalny, ale młodzi odepchnęli go za związek z aparatem władzy.
Jego opus magnum to budynek Linnahall w Tallinie. W 1980, kiedy powstał, nazywał się Pałacem Sportu i Kultury V.I. Lenina. Obiekt jednak nie przypomina pałacu, jest bardziej nabrzeżnym wałem, na który można wejść po monumentalnych schodach i (przechodząc nad linią kolejową) dostać się do morza z samego centrum miasta. Wewnątrz płaskiej mastaby ukryto salę koncertową, bezpośrednio nad wodą zlokalizowano lądowisko dla helikopterów. Dzisiaj obiekt nie działa, nikt nie chce go kupić, bo nie spełnia żadnych standardów, a konstrukcja żelbetowa się sypie… Ale architekci zaczęli go bronić.
Za komuny Linnahall miał być pomnikiem – był jedynie cokołem. Dzisiaj władza chce się go pozbyć – on trwa jak wał przeciwpowodziowy. Raine Karp to niewygodny gość.
Najbardziej wpływowy architekt XX wieku
Malcolm Gladwell, autor bestsellera Outliers, zasugerował na łamach New Yorkera, że oto mamy prawdopodobnie do czynienia z najbardziej wpływowym architektem XX wieku. Jest nim… Victor Gruen.
Jeszcze jako Victor Grünbaum wyemigrował z Austrii w 1938 (po Anschlussie) do Stanów Zjednoczonych. Zrobił tam zawrotną karierę jako planista i architekt. Sławę przyniosły mu shopping malle – wolnostojące magazyny na przedmieściach, wewnątrz których projektował dwukondygnacyjne alejki handlowe ze schodami ruchomymi – pułapki na klientów. Dziesiątki sklepów pod jednym dachem, uliczki i placyki z zielenią, nad nimi świetliki i galerie, a dokoła budynku darmowy parking – w latach 50. XX wieku, wszyscy przyjmowali te rozwiązania entuzjastycznie, prasa lokalna za nowe miejsca pracy i wartości społeczne (!), opiniotwórcze tygodniki krajowe za nowatorskie rozwiązania przestrzenne i muzykę umilającą zakupy.
Jednym z pierwszych malli na świecie było Centrum Northland w Detroit, kolejną ważną realizacją Gruena było Southdale Center w Minneapolis. Choć architekt, myśląc po europejsku, planował w ich otoczeniu szkoły i osiedla mieszkaniowe, myślący po amerykańsku developerzy, nigdy ich nie realizowali, oczekując szybkich zysków. Gruen wkrótce zorientował się, że przyczynił się do destrukcji miast i społeczności lokalnych. W latach 70. wrócił do Austrii, wypierając się bękartów, zalewających całe Stany. Wirus, który wywołał, rozprzestrzenił się jednak także po starym kontynencie.
Patrząc dziś na przedmieścia naszych miast – trudno oprzeć się wrażeniu, że Gruen jest jednym z najbardziej istotnych architektów XX wieku i drugim z Austriaków, który wpłynął tak destrukcyjnie na nasze otoczenie.
Dom Pana Porsche
To w tym garażu powstał prototyp garbusa i 911. Ferdynand Porsche miał do dyspozycji dwa stanowiska na samochody i warsztat. Były częścią jego tradycjonalizującej willi na przedmieściach Stuttgartu, zaprojektowanej przez Paula Bonatza w 1923. Architekt ten – jakby zbiegiem okoliczności – konstruował później, w czasach III Rzeszy, wiadukty i mosty pod tzw. drogi Hitlera (RAB – Reichs Autobahn System). Po nich miały jeździć oczywiście samochody dla ludu wymyślone przez Porsche.
Korzystałem z książki Paul Bonatz 1877-1956, Wasmuth, Berlin 2010. Więcej o RAB już wkrótce.
Prefabrykacja wg Lipińskiego
W 1978 Witold Lipiński opublikował swoją pracę habilitacyjną pt. Powłokowe formy sklepione. W jednym z rozdziałów rozważał zastosowanie prefabrykatów do budowy powłok. Elementy powtarzalne były pełne i ażurowe, co umożliwiało odpowiedni dobór okien do określonej funkcji. Mimo, że Lipiński skupił się bardziej na kopułach, jego pomysły mogły być wykorzystane w innych układach otwartych.
Poza schroniskiem na Śnieżce i znanymi we Wrocławiu domami, Lipiński jest także autorem prawdopodobnie jedynej w jego karierze realizacji z prefabrykatów żelbetowych. Dziś zniszczony, kompleks wypoczynkowy w Rokitkach pod Legnicą, składa się z ulubionych przez architekta elementów parabolicznych.
Lotniskowiec znaleziony w polu
„Transformacje i nałożenia nie wymagają specjalnych wyjaśnień. Są naładowane znaczeniami, mają wiele warstw, które prowokują skojarzenia.” – napisał o swoich kolażach z lat 60. Hans Hollein. Niektórzy interpretują je jako parodia wolnego bloku Le Corbusiera i zauważają związki z mega strukturami… Obiekty takie jak wagon, lotniskowiec czy zapłon wyjęte z kontekstu i umieszczone w krajobrazie zamiast budynków, stają się architekturą: miastem czy wieżowcem. Ich kształt nie zależy od wizji twórcy, jednak jest złożony i klarowny jednocześnie. Obiekty Holleina są bardzo malownicze – jak autostrady wijące się przez pola.
Dejavu
Jeśli ktoś poznał wnętrze Laban Dance Theater w Londynie albo Muzeum Sztuki Współczesnej we Frankfurcie, może doświadczyć dejavu wchodząc do drugiego z nich.
Hole wejściowe w tych obiektach, które dzieli kilkanaście lat (w architekturze to właściwie cała epoka), są do siebie bardzo podobne. Oba mają zbliżone gabaryty, po lewej od drzwi znajdują się portiernia i informacja, po prawej – pochylnie biegną wzdłuż przeszkleń, za którymi znajdują się kafejki. Im dalej w głąb, hole stopniowo zmniejszają się, prowadząc do kolejnych funkcji. Oba budynki zostały zaprojektowane przez architektów uważanych za wybitnych w czasie ich powstania – Hansa Holleina i Herzoga & de Meurona.
Co się zmieniło? Kafelki w karo zastąpiła gumowa wykładzina, wyeksponowane słupy konstrukcyjne zostały ukryte, kamienne wykończenie balustrady wyparł malowany chropowaty beton, zwykłe drewniane ławki ustąpiły dizajnerskim meblom, podziały witryny zniknęły na rzecz szklenia strukturalnego, schody na rzecz pochylni, nie ma sufitu podwieszonego, wyszukanych lamp na słupach i nowoczesnych cokołów z blachy, jest odgięty stropodach, stonowaną kolorystykę zastąpiły ostre barwy.
Gdzie jest więcej szczerości, trwałości, albo frywolności – trudno powiedzieć. Czy zmieniło się dużo czy mało?
Smog
Aby przejść po centrum Londynu trzeba było trzymać się witryn sklepów. W operze odwołano przedstawienie La Traviaty Verdiego, ponieważ prawie nie było widać sceny i kaszel na widowni był nie do zniesienia. Policjanci na skrzyżowaniach próbowali sterować ruchem za pomocą pochodni. Nawet w domach unosiła się szara zawiesina.
W grudniu 1952 Londyn przestał funkcjonować na 4 dni. Wszystkiemu winny był smog. Mieszanka dymu z tysięcy piecyków węglowych i nadzwyczajnej mgły, która utrzymywała się nad miastem z powodu wysokiego ciśnienia i braku wiatru. Z powodu bezczynności władz, smogiem zatruło się śmiertelnie 4000 mieszkańców miasta.
Na blogu pojawiła się dziś nowa kategoria – infrastruktura, której będę poświęcał teraz więcej miejsca.
Stare lotnisko
Kiedy Armia Amerykańska wycofała się z terenów Niemiec Zachodnich pozostawiła po sobie (podobnie jak Armia Czerwona w Europie Centralnej) bezużyteczne zabudowania i infrastrukturę wojskową. We Frankfurcie nad Menem było to lotnisko im. Maurice Rosa (generała US Army z czasów II Wojny Światowej), które zostało wkrótce zaadaptowane na tereny rekreacyjne. Architekci krajobrazu z biura GTL zachowali pas startowy i zaadaptowali budynki do funkcji kulturalnych, a część z bezużytecznych betonowych placów zostało rozkruszonych i użytych ponownie do stworzenia nowej topografii i wypełnienia gabionów. Jest to dziś popularne miejsce chętnie odwiedzane przez mieszkańców miasta, przede wszystkim wrotkarzy.
Ponieważ budynki nie kojarzyły się z lotniskiem wojskowym, architekci pomalowali je w khaki, a wieżę kontrolną w szachownicę. Problem w tym, że gdy lotnisko działało, hale były białe, a wieża czerwona.
Wybacz
Mies. Wybacz nam. Mies, nie podołaliśmy abstrakcji, tak banalnie przechodziliśmy po twoich placach i przemierzaliśmy twoje budynki. Chyba naszym jedynym usprawiedliwieniem jest to, że musieliśmy żyć. To, że nie mogliśmy powstrzymać się przed jedzeniem frytek na wynos, że czuliśmy niepohamowane żądze, byliśmy zbyt leniwi, nieszczerzy, zajęci, zbyt ludzcy.
Te słowa napisał Sam Jacob, który jest szefem firmy architektonicznej FAT (Fashion, Architecture, Taste) i prowadzi blog Strange Harvest. Dla podkreślenia swoich słów przygotował stosowną wycinankę (poniżej).
Made for China
Steven Holl jest na pewno wybitnym architektem. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że przez niemal 20 lat tłamsił w sobie niespełnienie zawodowe. Zracjonalizowane budżety i świadomi inwestorzy w Europie i Stanach nigdy nie pozwoliliby mu na realizację mega struktur, których wizje snuł już w latach 80. Dopiero bezkrytycznie zafascynowani zachodnią kulturą nowobogaccy Chińczycy kupili jego pomysły.
Muzeum w Nanjing przypomina utopijny projekt dla Phoenix sprzed 20 lat, a horyzontalny wieżowiec w Shenzhen – wizję kompleksu w Dallas z 1990. Marzenia Holla o monumentalizmie zdradził nieco jego budynek dla MIT w Cambridge (2002), gdzie skala obiektu została wyolbrzymiona przez zastosowanie trzech rzędów okien na jedną kondygnację. I o ile ten obiekt kryje zaledwie 8 pięter, to w Pekinie (Linked Hybrid) już nie ma złudzeń. To co Zachód odrzucił w latach 60. i później, ratując w ten sposób miasta przed technokratyczną zagładą, Chińczycy teraz biorą hurtowo od wiecznie niespełnionych star-architektów.