Archiwum

Monthly Archives: Grudzień 2013

Rem Koolhaas jest postrzegany raczej jako intelektualista wśród architektów. Jednocześnie wg Powerhouse Company buduje najwięcej (z grupy laureatów Pritzkera) w krajach pozbawionych wolności, a jego opinie polityczne są zadziwiające. Na przykład w wywiadzie przeprowadzonym przez Hansa Ulricha Obrista stwierdził, że nowe pokolenie decydentów w Chinach, nie dąży obsesyjnie do bogactwa. I dalej:

Uważam, że ciągłe zakładanie bliskiego upadku jest dziennikarską propagandą, tak jak sugestie o „materializmie,  łamaniu praw człowieka i zdobywaniu fortun”.

W zadziwiająco płytkiej rozmowie, Koolhaas jednym tchem mówi o misyjnej (!) roli chińskiej telewizji państwowej, dla której zaprojektował moloch w centrum Pekinu, jak i o społecznej wartości wnętrza opracowanego przez jego biuro dla producenta luksusowej odzieży Prada w Nowym Jorku. Największym jednak problemem nie są dla niego niuanse społeczne fasadowej demokracji gospodarczej ChRL, ale to, że jego wieżowiec jest porównywany do Muzeum Guggenheima w Bilbao… 

Okładka książki.

Okładka książki z wywiadami.

W tej samej książce Koolhaas, opowiadając o ambasadzie Holandii w Berlinie, bez cienia żenady dzieli się swoimi spostrzeżeniami na temat mentalności urzędników wcześniej pracujących w administracji NRD, zauważając, że:

czuli się oni obrażeni liberalizacją Wschodu, która doprowadziła do narzucenia nieelastycznej doktryny urbanistycznej [sic!]. Byli więc niesamowicie pomocni w działaniu na przekór. Myślę, że to dzięki faktowi współpracy z wschodnioniemieckimi urzędnikami mogliśmy eksperymentować.

Ciekawe, czy miał na myśli również byłych funkcjonariuszy Stasi, opowiadając te brednie.

Źródła: Hans Ulrich Obrist, The Conversation Series: Rem Koolhaas, Verlag der Buchandlung Walter König, Köln, 2006; http://www.bureau-europa.nl/documents/Riennevaplus_reader.pdf, s. 31.

Od 2014 zapraszam do czytania cyklu Pierwsze w Polsce w Architekturze. W styczniowym numerze o Muzeum Bitwy pod Grunwaldem Witolda Cęckiewicza i rzeźbiarza Jerzego Bandury.

Muzeum Bitwy pod Grunwaldem – Jerzy Bandura i Witold Cęckiewicz 1959-1960.

Muzeum Bitwy pod Grunwaldem – Jerzy Bandura i Witold Cęckiewicz 1959-1960.

Kontynuowany jest również cykl nie/pokoje w sarpowskim magazynie ARCH. W styczniowym numerze o infrastrukturze dla pieszych zawieszonej w powietrzu, a w następnym o architektach, samochodach i kobietach.

Skybus, South Park, lata 60.

Skybus, South Park, lata 60.

Szansą na prawdziwe poruszenie architektury były windy horyzontalne wprowadzone w życie w latach 60. w Stanach Zjednoczonych. Wagoniki napędzane elektrycznie miały ułatwiać pokonywanie krótkich odległości w poziomie. W 1964 firma Westinghouse zaproponowała Skybus – eksperymentalny system komunikacji z użyciem sterowanych automatycznie mini-autobusów.

Skybus, South Park, lata 60.

Skybus, South Park, lata 60.

Poszukiwania nowych form transportu szynowego w USA były zainspirowane wtedy przez Urban Mass Transportation Act z 1964, za którego sprawą rząd federalny mógł wydać miliardy dolarów na nowe inwestycje. Spowodowało to, że przewaga autobusów ustanowiona w latach 20 zaczęła maleć. Małe, bezzałogowe kolejki zaczęły obsługiwać nie tylko lotniska, ale np. kampusy uniwersyteckie czy dzielnice biznesowe.

Westinghouse C-100, Tampa International Airport.

Westinghouse C-100, Tampa International Airport.

Ze środka budynku wielofunkcyjnego drzwi do windy poziomej nie różnią się znacząco od tych do pionowej. Koordynacja horyzontalnych wagoników z windami, ruchomymi chodnikami, konwencjonalną komunikacją, a także z taksówkami, autobusami, samolotami nie jest prostą sprawą. Kluczem do efektywnego, ekonomicznego rozwiązania jest uwzględnienie systemu poziomych wind na samym początku projektowania budynku – pisano w magazynie Progrssive Architecture w 1979.

C-100

Westinghouse C-100, Tampa International Airport.

People movers, jak na takie systemy mówią Amerykanie, nigdy jednak nie stały się integralną częścią budynków – przypominają bardziej tramwaje, niż ruchome elementy architektury. 

Architektura przyszłości to coraz mniejsze zużycie energii podczas budowy i użytkowania obiektów, jeszcze krótszy czas powstawania dokumentacji, drukowanie trójwymiarowych elementów konstrukcji, wykorzystanie dronów do wnoszenia wieżowców itp. Być może to już dużo, ale pytanie czy wystarczająco dla przyszłego użytkownika architektury.

Pewne tropy przyszłości mniej związane z budownictwem możemy wyłapać w magazynach takich jak Architectural Design albo Volume, gdzie redaktorzy skupiają się interaktywności przestrzeni, aspektach gospodarczo-politycznych lub tematyce dość luźno związanej z profesją, tak różnej jak protezy czy podboje kosmiczne. Sami projektanci wydają się być najsłabszym ogniwem tej układanki – ich deklarowana nowatorskość częściej wynika z braku wiedzy historycznej bądź jest zwyczajną auto-promocją, a nie autentycznym odkryciem.

Najbliżej tematu architektury i zagadnień organizacji przestrzeni wydają się być badania dotyczące nowych systemów funkcjonujących w metropoliach, a także – co dość oczywiste – obserwacje socjologiczne. Jak pisałem na blogu w 2011, miasta od zawsze były motorem postępu przede wszystkim dzięki zachodzącej w nich interakcji społecznej. Dynamiczny przepływ informacji od wieków sprzyjał rozwojowi pomysłów i ich wprowadzaniu w życie. Nowe, tanie i  upowszechnione rozwiązania (komórki, pady, laptopy) będą umożliwiać nam jeszcze lepsze wykorzystanie skupisk miejskich. Szybki i prosty kontakt między mieszkańcami już dziś umożliwia nie tylko zabawę i konsumpcję (flashmoby, groupon), ale także rozwiązywanie problemów i wpływ na politykę (arabska wiosna ludów). Dzięki nowym systemom sprzyjającym indywidualnej aktywności możemy omijać korki, spalać mniej paliwa czy nawet zużywać mniej wody. Dodać można, że dzięki rozwijającym się sieciom interakcji, powstają programy pozwalające określić w mieście np. epicentra grypy albo w oparciu o zebrane dane z telefonów przewidzieć zachorowanie danej osoby na cukrzycę.

Jakie opisany wyżej przepływ idei może mieć oddziaływanie na organizację przestrzeni, na architekturę? Tę zależność przybliżył w ostatnim numerze Świata Nauki 12/2013 Alex Pentland z MIT. W artykule pt. Nowe wspaniałe społeczeństwo napisał:

W połowie XIX wieku dynamiczny rozwój miast, napędzany rewolucją przemysłową, stał się źródłem społecznych problemów i ekologicznych zagrożeń. W odpowiedzi stworzono scentralizowane sieci, by zapewnić mieszkańcom czystą wodę, energię i bezpieczną żywność… Obecnie te liczące już ponad wiek rozwiązania nie przystają do dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości.

Pytanie czy dzisiejsza architektura przystaje do rzeczywistości, skoro funkcjonalizm wypracowany na początku XX w. , lekko przełamywany przez wizjonerów (np. Parent i Virilio, Price, Tschumi), zakonserwował się tylko w masce postmodernizmu i jest wszechobecny do dziś. Pentland przytacza badania, które dotyczą zachowań w korporacjach, ale bez wątpienia rzucają światło na dzisiejsze problemy architektoniczne. Jedno z nich dotyczy Bank of America, gdzie w pewnym dziale pracownicy mogli wychodzić na przerwę wyłącznie pojedynczo. Po zmianie tego zarządzenia na prośbę badaczy, okazało się, że po spotkaniach przy kawie zatrudnieni po prostu są bardziej wydajni. Oczywiście nie chodzi wyłącznie o podwyższenie zysków, ale także o polepszenie relacji międzyludzkich, rozwinięcie wiedzy, wymianę doświadczeń. Spotkania w różnych grupach pozwalają na lepszy przepływ idei. Pentland stwierdza jednoznacznie: 

Nawiązywanie nowych kontaktów międzyludzkich jest miarodajnym wskaźnikiem innowacyjności i kreatywności.

Wniosek z tego jeden – nieformalne spotkanie ludzi to podstawa. Być może to truizm, przecież choćby Samuel Beckett pisał, że rozmowa jest najistotniejszą formą przeżywania. Ale dziś rozmowa wcale nie równa się spotkaniu. Badania dowodzą, że nie wystarczają kontakty przez Internet czy telefon komórkowy. Ważne jest fizyczne spotkanie i to nie w zamkniętym gronie. Wychodzenie poza własne kręgi, pokój, klasę, biuro pozwala na zaczerpnięcie nowych idei od innych, zewnętrznych rozmówców . Jak dowiadujemy się z badań, a sami przekonujemy się o tym na co dzień, poszukiwanie inspiracji poza zgranym zespołem roboczym przyczynia się do lepszych efektów twórczych.

Nie bez znaczenia wydają się również dowody, że inteligencja ludzi rośnie równomiernie co 10 punktów na pokolenie w testach Wechslera (oznacza to ponad 120 jednostek od połowy XX w. do dziś). Dotyczy to nie wiedzy, ale wyłącznie myślenia abstrakcyjnego i umiejętności rozpoznawania podobieństw. Efekt ten wynika z wykorzystania nowych technologii i ogólnego przyspieszania życia oraz naszego dostosowania się do dynamiki rzeczywistości. Przypuszczać można, że wymiana informacji przy wysokiej inteligencji koncepcyjnej ludzi nabiera jeszcze większego znaczenia – poprzez odnoszenie doświadczeń innych do swoich, umiejętność porównywania problemów i znajdowania analogii między określonymi faktami, będziemy mogli być bardziej innowacyjni i twórczy.

Jak może funkcjonować miejsce spotkań w przyszłości? W tej kwestii znaczącą rolę będą prawdopodobnie odgrywać wspomniane sieci interakcji, które pozwolą na określenie lokalizacji tych miejsc, ich pojemność, dynamikę, płynność. Najistotniejsze jednak z punktu widzenia dzisiejszego architekta – jest pytanie o ich charakter przestrzenny. Cechy dobrego miejsca spotkań scharakteryzował, podczas otwarcia Regionalnego Centrum Turystyki Biznesowej we Wrocławiu w 2011, Rob Davidson z University of Greenwich w Londynie. Określił on dwa podstawowe kryteria, które powinna spełniać dobra przestrzeń z punktu widzenia jego dziedziny – turystyki biznesowej, opierającej się na spotkaniach specjalistów. To elastyczność i niepowtarzalność. A są to przecież hasła aż nadto znane architektom, którzy zmagają się z potrzebą wielofunkcyjności i tożsamości od dekad. Ujęte w nowym świetle mogą one jednak stać się kluczowe w nawiązywaniu relacji międzyludzkich w przyszłości.

Miejsca spotkań najprawdopodobniej będą maksymalnie zróżnicowane w zależności od kontekstu i charakterystyki społecznej miejsc. Interakcja nie może być wymuszona, ani zamykać się do wąskiej, zamkniętej grupy. Dlatego na pewno nie będą to rozwiązania systemowe ani narzucane centralnie – takie próby już znamy. Za przykład mogą posłużyć tu radzieckie kluby robotnicze z początku wieku, które miały służyć krzewieniu idei komunizmu – stanowić ówczesną sieć interakcji na miarę potrzeb porewolucyjnej Rosji. Z czasem stały się po prostu pijalniami wódki. Innym przykładem są dawne KMPiK – popularne empiki – księgarnie, którym towarzyszyły kafejki. One nie wytrzymały rzeczywistości wolnorynkowej.

Podstawowym czynnikiem spotkania jest nieformalność. Wpisanie do programu budynku kolejnego pomieszczenia o określonej z góry funkcji nic nie da. Nieformalność oznacza całościowe zmiany w działaniu architektury. Tu właśnie chodzi o przełamanie dogmatu funkcjonalizmu na rzecz potencjału użytkowego – działanie budynku nie ma być z góry narzucone, ale umożliwiać zaistnienie różnych programów. W tym tonie wypowiadał się np. holenderski architekt Kees Christiaanse w artykule Miasto jako loft. Dowodził w nim, że budynki publiczne mogą powstawać bez programu, a później dopiero być dynamicznie adaptowane do różnych potrzeb i pragnień, co wyraził prostym hasłem Fuck the programme.

Podsumowując, nowa architektura spójna z dynamicznie zmieniającym się społeczeństwem może stwarzać możliwości lepszej i częstszej wymiany opinii, wiedzy i emocji. Pewne zwiastuny takiego podejścia są już widoczne. Jednym z najbardziej znanych i charakterystycznych przykładów są pokazowe biura Google, które nie ograniczają się wyłącznie do infrastruktury pracy. W wielu współczesnych budynkach możemy zauważyć, jak ludzie wykorzystują przestrzeń w sposób luźny i nieformalny. Przykładem jest choćby wejście do Tate Modern w Londynie– wielka pochylnia, po której dzieci się turlają, inni kładą się na niej, siadają, jedzą śniadanie, rozmawiają. Nie jest to już hol, ani foyer ale po prostu elastyczna i charakterystyczna przestrzeń publiczna. Innym zwiastunem zachodzących w architekturze zmian zdają się być także squaty, o których pisałem wcześniej w artykule Same wątpliwości.  

Jest wiele pytań dotyczących nieformalnych miejsc spotkań – o ich lokalizację, kształt, organizację, na które odpowie prawdopodobnie przyszłość. Jedno jest pewne: zamykanie się w pomieszczeniach i poruszanie między nimi – pokoje i korytarze, sprowadzające architekturę do maszynek funkcjonalnych, nie są na miarę naszych czasów. W przyszłości architektura będzie się wyluzowywać i stwarzać nowe możliwości różnych form spotkań, uciekając od płaskiego i krótkowzrocznego funkcjonalizmu…

Paradoksalnie jednak przyszłość architektury może okazać bardziej prymitywna niż myślimy (Sou Fujimoto, Primitive Future; Superstudio, Continuous Monument) i przez to bardziej naturalna. Tak jak telefony, komputery i konsole, które dzięki nowej technologii, stają się coraz bardziej intuicyjne, czego najlepszym przykładem są ekrany dotykowe albo komendy ruchowe w grach wideo. W końcu trzeba pamiętać, że 99% czasu swojego istnienia ludzkość spędziła żyjąc w grupach na sawannie. 

Neandertalczycy

3

Kościół Świętej Trójcy, Wiedeń-Mauer, proj. Fritz Wotruba, 1967-1976.

Zlokalizowany na Sankt Georgenberg – górze pod Wiedniem, kościół Świętej Trójcy został zaprojektowany przez rzeźbiarza Fritza Wotrubę. Projekt zaczął powstawać w 1967, a realizacji, która nastąpiła 9 lat później, twórca nie dożył. Obiekt został wykonany z bloków betonowych o wadze od 2 do 140 ton, przestrzeń między którymi wypełniono szkłem. Niewielka świątynia malowniczo wznosi się nad otoczeniem, a do wejścia prowadzi wijąca się stroma ścieżka.

Kościół Świętej Trójcy, Wiedeń-Mauer, proj. Fritz Wortuba, 1967-1976.

Kościół Świętej Trójcy, Wiedeń-Mauer, proj. Fritz Wotruba, 1967-1976.

Kościół Świętej Trójcy, Wiedeń-Mauer, proj. Fritz Wortuba, 1967-1976.

Kościół Świętej Trójcy, Wiedeń-Mauer, proj. Fritz Wotruba, 1967-1976.

Kościół Świętej Trójcy, Wiedeń-Mauer, proj. Fritz Wortuba, 1967-1976.

Kościół Świętej Trójcy, Wiedeń-Mauer, proj. Fritz Wotruba, 1967-1976.

5

Liceum św. Marii w Verpilliere, proj, Georges Adilon, 1976.

Również w 1976 powstało liceum św. Marii w Verpilliere pod Lyonem. Obiekt projektu Georgesa Adilona sprawia wrażenie zbudowanego z żelbetowych bloków. Budynek wyraźnie kontrastuje z istniejącym kościołem, do którego przylega. W bryle podkreślono dynamikę ruchu poprzez wyeksponowanie schodów prowadzących do poszczególnych – ustawionych na sobie – brył mieszczących klasy

Liceum św. Marii w Verpilliere, proj, Georges Adilon, 1976.

Liceum św. Marii w Verpilliere, proj, Georges Adilon, 1976.

2

Liceum św. Marii w Verpilliere, proj, Georges Adilon, 1976.

Liceum św. Marii w Verpilliere, proj, Georges Adilon, 1976.

Liceum św. Marii w Verpilliere, proj, Georges Adilon, 1976.

Choć nagie, żelbetowe budynki klasyfikowane są jako brutalistyczne (béton brut), warto zauważyć, że rozwiązanie to było często stosowane właśnie w obiektach sakralnych. Od klasztoru La Tourette Le Corbusiera, przez bunkier św. Bernadetty w Nevers Cladua Parenta i Paula Virilio, po kościół w Longarone Giovanniego  Michelucciego – surowy beton jest metaforą szczerości, powściągliwości, stabilności…

1

Dom architekta, Tallinn, proj. Peep Jänes, 1965-81.

Budynek zlokalizowany w Centrum Tallinna nazywany jest Domem Architekta – tu za czasów ZSRR mieściły się biura projektowe różnych branż sektora budowlanego. Obiekt powstał przy jednej z głównych ulic stolicy Estonii.  Wzdłuż niej biegną dynamiczne pasy elewacji – naprzemiennie pełne i przeszklone. Na  narożniku białe linie zmieniają kierunek na pionowy, formując dwie wieże biurowe. Według słów architekta Peepa Jänesa – obiekt został zaprojektowany od zewnątrz, eksponując sąsiedni budynek biblioteki Akademii Nauk. Projekt powstały w 1965 doczekał się realizacji dopiero w 1981, a dziś są już plany, aby go wyburzyć.

6

Dom architekta, Tallinn, proj. Peep Jänes, 1965-81.

Dom Architekta, Tallinn, proj. Peep Jänes, 1965-81.

Dom architekta, Tallinn, proj. Peep Jänes, 1965-81.

Dom Architekta, Tallinn, proj. Peep Jänes, 1965-81.

Dom architekta, Tallinn, proj. Peep Jänes, 1965-81.

Dom architekta, Tallinn, proj. Peep Jänes, 1965-81.

Dom architekta, Tallinn, proj. Peep Jänes, 1965-81.

Dom architekta, Tallinn, proj. Peep Jänes, 1965-81.

Dom architekta, Tallinn, proj. Peep Jänes, 1965-81.

Dom architekta, Tallinn, proj. Peep Jänes, 1965-81.

Dom architekta, Tallinn, proj. Peep Jänes, 1965-81.

Architekt Peep Jänes to jeden z najważniejszych architektów starszego pokolenia w Estonii. Zaprojektował m.in. ikoniczne Centrum Jachtowe na moskiewską olimpiadę 1980 – Pirita Top. To rozległy budynek mieszczący salę sportową i basen, które zostały ujęte między ułożonymi tarasowo pokojami hotelowymi. Inny jego charakterystyczny projekt to hala tenisowa z 1965, gdzie zewnętrzne korty otoczone są trybuną, przechodzącą do środka budynku. Niestety obiekt nie został w całości zrealizowany. Spod jego ręki wyszedł również sklep Tourist w Tallinnie, gdzie powierzchnie handlowe ułożone są w sposób tarasowy pod spadzistym dachem.

9

Pirita Top, Tallin, proj. Avo-Himm Looveer, Henno Sepmann, Peep Jänes, Ants Raid, 1980.

Druga część cyklu o architektach prawie nieobecnych w mediach.

Źródeł inspiracji pracowni fold z Wrocławia można doszukiwać się w projektach takich architektów jak Toyo Ito czy William Alsop, ale można dopatrzeć się również związków z Morphosis czy Bolles & Wilson. Pod względem teoretycznym czerpali od Bernarda Tschumiego czy, jak wskazuje nazwa biura, Gillesa Deleuzea, w podejściu projektowym można znaleźć również ślady sytuacjonistów i Guya Deborda. Mamy tu więc do czynienia z architekturą podporządkowaną: dynamice ruchu, przenikaniu się zróżnicowanych przestrzeni i nienachlanie poetyzującej estetyce.

ZUS, proj. fold, 1998.

ZUS, proj. fold, 1998.

Działania pracowni fold sięgają wczesnych lat 90., kiedy we Wrocławiu królował tzw. ekspresjonizm eklektyczny. Byli jednymi z młodych architektów, którzy nie zgadzali się z gwardią postmodernistów z korzeniami w Kuwejcie. Bliżej im było do niemieckiej racjonalności i lekkości architektury Guntera Behnischa. W odróżnieniu od swoich starszych kolegów studiowali w Niemczech, Danii czy Londynie. Trudno wtedy jednak było przekonać inwestorów do bardziej powściągliwych i współczesnych rozwiązań.

Biblioteka Uniwersytetu Wrocławskiego, proj. fold, 1999.

Biblioteka Uniwersytetu Wrocławskiego, proj. fold, 1999.

Jedne z bardziej wyrazistych projektów tamtych lat to biurowiec dla ZUSu (1998) czy koncepcja konkursowa Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu (1999). Istotną częścią obu projektów jest przestrzeń publiczna, która stanowi przedłużenie otoczenia, pozwalając płynnie przejść do wnętrza przez strefę buforową i dalej, dzięki pochylniom na wyższe kondygnacje, które są otwarte na zasadzie antresol.  Podobnie jak Biblioteka Uniwersytecka, tak Biblioteka Politechniki Wrocławskiej (1995) wchodzi w bardzo dynamiczną relację z otoczeniem, mając na celu poruszenie kontekstu, rozbudzenie aktywności i wprowadzenie zawirowań w ruchu przechodniów.

g2

Biblioteka Uniwersytetu Wrocławskiego, proj. fold, 1999.

P-3

Biblioteka Politechniki Wrocławskiej, proj. fold, 1995.

Fold nie miał szczęścia do konkursów, ale pracowni udało się zrealizować kilka szkół i sal sportowych, które były kontynuacją idei widocznych w bardziej spektakularnych projektach. Szkołę w Sulikowie (2003) definiują dwie rozchylone bryły przypominające wiejskie stodoły – w powstałej między nimi przestrzeni znalazł się jasny hol łączący dwa skrzydła. Antresole i pochylnie to rozwiązanie z wcześniejszych projektów – tu jednak posłużyło do wytworzenia przestrzeni wspólnej i uniknięcia przygnębiających szkolnych korytarzy. Szkoły te nie są spektakularnymi realizacjami, nie przyciągają wzroku, ale wprowadzają nową jakość przestrzenną do małomiasteczkowej codzienności, dzięki jasnym pomieszczeniom, otwartym schodom, częściom wspólnym oraz powściągliwym i wypracowanym rozwiązaniom formalnym.

Szkoła w Sulikowie, proj. fold,

Szkoła w Sulikowie, proj. fold, 2003.

h1

Szkoła w Sulikowie, proj. fold, 2003.

Dwa późniejsze projekty konkursowe zdradzają dążenie pracowni do bardziej skomplikowanych rozwiązań, na które składają się wielowarstwowe układy przestrzenne, uciekające od oczywistości para konceptualnych projektów schyłku lat 90. W projekcie Zintegrowanego Centrum Studenckiego (2004) we Wrocławiu zaproponowano wyraźnie podciętą na parterze sztabę. Tu dzięki wykorzystaniu różnicy terenu i lokalizacji funkcji usługowych w dziobie budynku, stworzono możliwość powstania publicznej przestrzeni, której brakuje w kampusie Politechniki. Wzdłuż północnej – w całości przeszklonej ściany – poprowadzono komunikację pionową i zlokalizowano amfiteatralne sale wykładowe. Tak na zamknięciu, rozpoczętej jeszcze w latach 50. Osi Profesorów, wyeksponowano wnętrze obiektu. Od południa budynek pokryto siatką, tworzącą ze ścianą pod spodem, trójwymiarowy – w założeniu zmienny – obraz.  

1

Zintegrowane Centrum Studenckie, proj. fold, 2004.

schematy0010000

Zintegrowane Centrum Studenckie, proj. fold, 2004.

Warstwy w strukturze budynku są wyraźnie odczuwalne w propozycji na Muzeum Architektury we Wrocławiu (2005). Pierwsza z nich to przeszklony, przysłonięty powłoką siatki, hol – bufor. Dalej przechodzi się przez grubą, zmienną dzięki masywnym obrotowym drzwiom, ścianę, stanowiącą tło dla tematycznych projekcji. Kolejne przestrzenie ukryte są za parawanami ścian, skierowanymi na przeszklony dziedziniec między nowym a starym budynkiem muzeum.

PLANSZA 2

Muzeum Architektury we Wrocławiu, proj. fold, 2005.

PLANSZA 1

Muzeum Architektury we Wrocławiu, proj. fold, 2005.

plansza 4 w 200

Muzeum Architektury we Wrocławiu, proj. fold, 2005.

Wybrane realizacje i projekty pracowni Fold świadczą o pogłębionym podejściu do architektury, które jednak nie zawsze się sprawdza. Część budynków okazało się porażkami – zbyt wyrafinowany detal nieraz okazał się niemożliwy do zrealizowania w przaśnej polskiej rzeczywistości. Budynki te być może nie wzbudzają zachwytu nad formami plastycznymi, ale na pewno wynikają z uważnej analizy otoczenia, ruchu i programu. W najnowszej realizacji pracowni – mocno krytykowanej Sky Tower – mniej widocznym, ale istotnym elementem projektu jest aktywizacja parteru budynku wzdłuż głównej ulicy – takiego rozwiązania brakuje w większości lepiej ocenianych komercyjnych budynków we Wrocławiu.