Frank Lloyd Wright był typowym celebrytą. Garnął się do prasy jak ćma do światła, ale gdy tylko pisano o nim niepochlebnie, śmiertelnie się obrażał, czuł się dotknięty, histeryzował. Słynął z ciętych uwag, z bezlitosnego krytykanctwa młodszych kolegów, z bon-motów, którymi karmił dziennikarzy. W amerykańskiej prasie z pewnym podziwem opisywano jego bezkresną arogancję.
Zapytany w sądzie o zawód, odpowiedział, że jest najlepszym architektem na świecie. Gdy jego dziewczyna, zwróciła mu potem uwagę, że był chyba nieskromny, odparł: Kochanie, ależ odpowiadałem pod przysięgą. Wright uwielbiał pławić się w luksusie mimo ciągłych problemów finansowych. Jeździł topowymi furami: odkrytym, indywidualnie przerobionym Stoddardem Daytonem; pomalowanym w rdzawy pomarańcz jak ziemia Taliesina sportowym L-29 Cordem Phaetonem; a pod koniec życia legendarnym Mercedesem 300SL Gullwing z drzwiami otwieranymi do góry. Lubił szpanować.

Cord Phaeton Wrighta po kolizji z ciężarówką
Wright lekceważył konkurencję. W 1928 stwierdził, że to co robi Le Corbusier było w jego architekturze 25 lat wcześniej. Wizytę w budynku Saarinena podsumował: Pomyślałem, co za wielki architekt! – ze mnie. O pracowni Skidomore Ownigs & Merill mówił, że to trzech ślepych Miesów. Johnsona spytał: Filipku, a pozwolą ci te twoje budynki wystawić na deszcz? O Empire State: To złodziej który wywyższa się przed oczami obrabowanych… O tworzenie własnego mitu dbał jednak jak nikt (może poza Johnsonem, który w przeciwieństwie do Wrighta nigdy nie zbudował czegoś oryginalnego). W tym celu zaprzyjaźnił się z redaktorem naczelnym Architectural Forum i uzyskał bezpośredni wpływ na publikacje w tym ważnym magazynie. Obszerne artykuły o nim pojawiały się w Life, znalazł się również na okładce Time.
Ze sławy korzystał garściami. Na przykład: ponieważ miał wielu chętnych na praktykę, pobierał od swoich uczniów 1100$ miesięcznie i zatrudniał ich w pracach ogrodowych i gospodarczych. Nie wykształcił jednak żadnego wybitnego praktyka, a tylko ślepych epigonów.
Architekt angażował się także politycznie, jednak z właściwą sobie lekkością ducha. W 1937 wybrał się do Związku Radzieckiego, w którym się niemal zakochał. Ekscytował się: 144 kraje ożywione, kolorowe w swej indywidualności, złączone we wspólnej nadziei i wspólnym celu. Korespondował z Prawdą i Architekturą ZSRR. Z jego tekstów bije typowa naiwność zachodnich lewaków zafascynowanych rewolucją. Wywiad Stalina musiał być bardzo zadowolony z jego słów, bo każdy przekabacony zachodni intelektualista był dla nich sukcesem w promocji komunizmu na świecie i tuszowaniu swoich zbrodni.

Wright w Moskwie 1937
Wright w Prawdzie (1933):
Kapitalizm to hazard. Trudno jest wyleczyć hazardzistę z hazardu. Każdy w tym kraju bogaty i biedny woli ryzyko hazardu dla wielkiej fortuny niż wolniejszy wzrost dla osobistego szczęścia.
W swoich wynurzeniach nie ograniczał się jedynie do komentarzy, ale posuwał się do skrajnych apeli:
Zburzcie te wstrętne renesansowe konstrukcje wznoszone przez głupich królów i książąt Kremla. Formalne planowanie, klasyczne porządki, błyszczące żyrandole i sklepione sufity nie niosą żadnego śladu szlachetności.
Tak też zrobiono. Choć pochodząca z Rosji nowa żona architekta – Olgivanna, była niezwykle ostrożna i podejrzliwa wobec fasadowych spotkań w ZSRR, a amerykańska prasa wyzywała go od czerwonych, Wright był głuchy na krytykę.
Jeśli Trockiści twierdzą, że Stalin zdradza rewolucję, to cóż – przecież oddaje ją w ręce ludu, co jest może ze szkodą dla światowego komunizmu, ale raczej bez szkody dla Rosji.
Jeszcze w 1948 (kiedy Zachód wiedział o wiele więcej o stalinowskich zbrodniach i zapadła już Żelazna Kurtyna) sfinansował konferencję kulturalną w Nowym Jorku z udziałem oficjalnych przedstawicieli sowieckiego reżimu. W 1957 zapytany, niejasno tłumaczył się ze swoich lekkomyślnych wyborów:
A umiecie odróżnić ludzi od władzy? Dla mnie to łatwe. Rząd może być organizacją gangsterską i w Rosji tak jest… Myślę jednak, że ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, co się z nimi dzieje.
W tym czasie miliony niezdających sobie sprawy leżało w świeżo zakopanych grobach zbiorowych, a system operujący maszynką do mięsa był silniejszy dzięki głupocie takich naiwniaków jak Wright, który głosząc ideały socjalistyczne, bezceremonialnie obwoził się lśniącymi roadsterami.
Źródła: Peter Blake, Frank Lloyd Wright – architektura i przestrzeń, WAF 1990; AD 71 / 2001; Frank Lloyd Wright, Collected Writings, vol. 3 1931-1939, Rizzoli; Life 8/1946.