Archiwum

Tag Archives: Wrocław

Druga część cyklu o architektach prawie nieobecnych w mediach.

Źródeł inspiracji pracowni fold z Wrocławia można doszukiwać się w projektach takich architektów jak Toyo Ito czy William Alsop, ale można dopatrzeć się również związków z Morphosis czy Bolles & Wilson. Pod względem teoretycznym czerpali od Bernarda Tschumiego czy, jak wskazuje nazwa biura, Gillesa Deleuzea, w podejściu projektowym można znaleźć również ślady sytuacjonistów i Guya Deborda. Mamy tu więc do czynienia z architekturą podporządkowaną: dynamice ruchu, przenikaniu się zróżnicowanych przestrzeni i nienachlanie poetyzującej estetyce.

ZUS, proj. fold, 1998.

ZUS, proj. fold, 1998.

Działania pracowni fold sięgają wczesnych lat 90., kiedy we Wrocławiu królował tzw. ekspresjonizm eklektyczny. Byli jednymi z młodych architektów, którzy nie zgadzali się z gwardią postmodernistów z korzeniami w Kuwejcie. Bliżej im było do niemieckiej racjonalności i lekkości architektury Guntera Behnischa. W odróżnieniu od swoich starszych kolegów studiowali w Niemczech, Danii czy Londynie. Trudno wtedy jednak było przekonać inwestorów do bardziej powściągliwych i współczesnych rozwiązań.

Biblioteka Uniwersytetu Wrocławskiego, proj. fold, 1999.

Biblioteka Uniwersytetu Wrocławskiego, proj. fold, 1999.

Jedne z bardziej wyrazistych projektów tamtych lat to biurowiec dla ZUSu (1998) czy koncepcja konkursowa Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu (1999). Istotną częścią obu projektów jest przestrzeń publiczna, która stanowi przedłużenie otoczenia, pozwalając płynnie przejść do wnętrza przez strefę buforową i dalej, dzięki pochylniom na wyższe kondygnacje, które są otwarte na zasadzie antresol.  Podobnie jak Biblioteka Uniwersytecka, tak Biblioteka Politechniki Wrocławskiej (1995) wchodzi w bardzo dynamiczną relację z otoczeniem, mając na celu poruszenie kontekstu, rozbudzenie aktywności i wprowadzenie zawirowań w ruchu przechodniów.

g2

Biblioteka Uniwersytetu Wrocławskiego, proj. fold, 1999.

P-3

Biblioteka Politechniki Wrocławskiej, proj. fold, 1995.

Fold nie miał szczęścia do konkursów, ale pracowni udało się zrealizować kilka szkół i sal sportowych, które były kontynuacją idei widocznych w bardziej spektakularnych projektach. Szkołę w Sulikowie (2003) definiują dwie rozchylone bryły przypominające wiejskie stodoły – w powstałej między nimi przestrzeni znalazł się jasny hol łączący dwa skrzydła. Antresole i pochylnie to rozwiązanie z wcześniejszych projektów – tu jednak posłużyło do wytworzenia przestrzeni wspólnej i uniknięcia przygnębiających szkolnych korytarzy. Szkoły te nie są spektakularnymi realizacjami, nie przyciągają wzroku, ale wprowadzają nową jakość przestrzenną do małomiasteczkowej codzienności, dzięki jasnym pomieszczeniom, otwartym schodom, częściom wspólnym oraz powściągliwym i wypracowanym rozwiązaniom formalnym.

Szkoła w Sulikowie, proj. fold,

Szkoła w Sulikowie, proj. fold, 2003.

h1

Szkoła w Sulikowie, proj. fold, 2003.

Dwa późniejsze projekty konkursowe zdradzają dążenie pracowni do bardziej skomplikowanych rozwiązań, na które składają się wielowarstwowe układy przestrzenne, uciekające od oczywistości para konceptualnych projektów schyłku lat 90. W projekcie Zintegrowanego Centrum Studenckiego (2004) we Wrocławiu zaproponowano wyraźnie podciętą na parterze sztabę. Tu dzięki wykorzystaniu różnicy terenu i lokalizacji funkcji usługowych w dziobie budynku, stworzono możliwość powstania publicznej przestrzeni, której brakuje w kampusie Politechniki. Wzdłuż północnej – w całości przeszklonej ściany – poprowadzono komunikację pionową i zlokalizowano amfiteatralne sale wykładowe. Tak na zamknięciu, rozpoczętej jeszcze w latach 50. Osi Profesorów, wyeksponowano wnętrze obiektu. Od południa budynek pokryto siatką, tworzącą ze ścianą pod spodem, trójwymiarowy – w założeniu zmienny – obraz.  

1

Zintegrowane Centrum Studenckie, proj. fold, 2004.

schematy0010000

Zintegrowane Centrum Studenckie, proj. fold, 2004.

Warstwy w strukturze budynku są wyraźnie odczuwalne w propozycji na Muzeum Architektury we Wrocławiu (2005). Pierwsza z nich to przeszklony, przysłonięty powłoką siatki, hol – bufor. Dalej przechodzi się przez grubą, zmienną dzięki masywnym obrotowym drzwiom, ścianę, stanowiącą tło dla tematycznych projekcji. Kolejne przestrzenie ukryte są za parawanami ścian, skierowanymi na przeszklony dziedziniec między nowym a starym budynkiem muzeum.

PLANSZA 2

Muzeum Architektury we Wrocławiu, proj. fold, 2005.

PLANSZA 1

Muzeum Architektury we Wrocławiu, proj. fold, 2005.

plansza 4 w 200

Muzeum Architektury we Wrocławiu, proj. fold, 2005.

Wybrane realizacje i projekty pracowni Fold świadczą o pogłębionym podejściu do architektury, które jednak nie zawsze się sprawdza. Część budynków okazało się porażkami – zbyt wyrafinowany detal nieraz okazał się niemożliwy do zrealizowania w przaśnej polskiej rzeczywistości. Budynki te być może nie wzbudzają zachwytu nad formami plastycznymi, ale na pewno wynikają z uważnej analizy otoczenia, ruchu i programu. W najnowszej realizacji pracowni – mocno krytykowanej Sky Tower – mniej widocznym, ale istotnym elementem projektu jest aktywizacja parteru budynku wzdłuż głównej ulicy – takiego rozwiązania brakuje w większości lepiej ocenianych komercyjnych budynków we Wrocławiu.

Ten wpis (dwusetny) rozpoczyna potencjalny cykl na temat architektów, którzy rzadko pojawiają się w mediach. Niejednokrotnie ich projekty ustępują miejsca ładnym obrazkom, które często są wydmuszkami formalnymi. Architekci ci nie pchają się do gazet i nie mają kont na FB. Ale powody ich niebytu w przestrzeni medialnej są bez znaczenia. Ważne, że architektura jest czymś więcej niż ładną elewacją i nawet mniej udane obrazki zasługują na dokładniejsze przyjrzenie się, przeanalizowanie struktury, koncepcji, potencjału użytkowego – bo są to składowe dużo istotniejsze niż rendery i zdjęcia.

Projekty pracowni Lamber Marciniak charakteryzuje coś więcej niż ładny czy brzydki obrazek. Struktura przestrzeni ich budynków jest zwykle podporządkowana klarownej, konsekwentnie realizowanej, zasadzie. Architekci z Wrocławia nie zdobywają prestiżowych zleceń, a raczej projektują tanie mieszkaniówki. Mimo to poszukują racjonalnych rozwiązań przestrzennych, które nie są pozbawione wyższych idei architektonicznych.

W zrealizowanym w 2008 projekcie budynku mieszkalnego w ścisłym centrum Wrocławia (ul. Czysta) architekci zastosowali podobną zasadę strefowania przestrzeni. Prostokątny w planie budynek dostępny jest przez 4 niewielkie – połączone w parterze – dziedzińce z pasami zieleni. Obiekt ma strukturę cebuli –warstwy obiegające cały obiekt to od środka: galerie wejściowe, pas obsługujący (kuchnie, łazienki, toalety, korytarze), pokoje i galerie balkonowe, całość osłonięta skórą pionowych żaluzji. Bufor między właściwą ścianą budynku a ażurową powłoką jest konsekwencją lokalizacji budynku wewnątrz istniejącego kwartału mieszkalnego i niewielkiej odległości od sąsiadów. Obiekt pomalowany na deweloperskie kolory wymaga jednak przełamania niesmaku estetycznego u osoby przyzwyczajonej do współczesnych obrazków z kolorowych pisemek dla architektów.

Budynek wielorodzinny Wrocław ul. Czysta - rzut kondygnacji powtarzalnej, proj. PPML 2008

Budynek wielorodzinny Wrocław ul. Czysta – rzut parteru, proj. PPML 2008

a6

Budynek wielorodzinny Wrocław ul. Czysta, proj. PPML 2008

DSC00134

Budynek wielorodzinny Wrocław ul. Czysta, proj. PPML 2008

Jeden z ich ostatnich projektów, którego realizacja właśnie dobiega końca, to zespół 4 budynków mieszkalnych we Wrocławiu (Zakrzów). 3 z nich składają się z 2 podłużnych traktów mieszkań każdy, połączonych prostopadłościanami klatek schodowych. Między klatkami znalazły się dziedzińce wejściowe – studnie, na które (trochę jak w XIX w. kamienicach) otwierają się okna kuchni. Brama wejściowa prowadzi więc do niewielkiego, niezadaszonego dziedzińca, gdzie pewnie zaraz pojawią się kwiaty, gdzie można na chwilę zostawić wózek, rower czy pogadać z sąsiadem, a dopiero potem wejść do minimalnej klatki schodowej. To proste rozwiązanie pozwoliło na zbudowanie mikro-przestrzeni społecznej bez generowania dodatkowych powierzchni wspólnych wewnątrz budynków. Mieszkania rozkładowe są tu zaprojektowane z dużą konsekwencją – pas obsługujący znajduje się od strony dziedzińców, a wszystkie pokoje od strony wschodniej bądź zachodniej. Na balkonach przewidziano dodatkowo szafki na szpargały czy rowery, które często tam lądują – ułożone naprzemiennie blendy tworzą jedyny element szaleństwa w budynkach, które przypominają raczej prefabrykowane bloki z lat 70. Bo po co coś udawać, skoro założenia taniego budownictwa mieszkaniowego niewiele się zmieniły przez ostatnie dekady.

01

Budynek wielorodzinny Wrocław-Zakrzów – rzut parteru, proj. PPML 2009

01-1et

Budynek wielorodzinny Wrocław-Zakrzów – rzut parteru, proj. PPML 2009

a1

Budynek wielorodzinny Wrocław-Zakrzów, proj. PPML

a4

Budynek wielorodzinny Wrocław-Zakrzów, proj. PPML

W 1995 architekci wygrali konkurs na Bibliotekę Politechniki Wrocławskiej, ale obiekt nie został zrealizowany. W 2007 konkurs rozpisano na nowo i znowu do niego przystąpili– tym razem porażka. Projekt jest jednak warty uwagi. Obiekt składa się z podłużnych pasów zestawionych ze sobą – najdłuższy z nich mieści czytelnie z dostępem do półek i jest mostem nad ważnym politechnicznym placem. Koncepcja sztab, ułożonych warstwowo na sztorc, jest czytelna nie tylko na zewnątrz ale i w środku biblioteki. Rytm stałych pionowych żaluzji osłaniających wnętrze przed bezpośrednim słońcem powtórzony jest w podziałach materiałów wykończeniowych ścian i okien. Powstał bardzo spójny budynek, który wykorzystując rytmikę pionowych warstw, przypomina architekturę klasycyzującą, mogącą kojarzyć się z totalitaryzmem. Układ brył jest jednak otwarty i możliwy do kontynuacji w postaci ewentualnych rozbudów.

a1 (2)

Biblioteka Politechniki Wrocławskiej, proj. PPML 2007

a2 (2)

Biblioteka Politechniki Wrocławskiej, proj. PPML 2007

Inną niezrealizowaną bibliotekę dla Politechniki Wrocławskiej (Wydział Architektury) architekci zaprojektowali jako przeszklony matowymi taflami prostopadłościan na tle eklektycznego budynku z początku XX w. Do wnętrza wstawiono mniejsze pudło – powstała pustka obiegająca pomosty z czytelniami i magazynami. Otwarte, ogólnodostępne powierzchnie skomunikowane są za pomocą pomostów łączących je z trzonem klatek schodowych i pomieszczeń obsługujących. Układ konstrukcyjny nie ingeruje w przestrzeń budynku, ale podkreśla modularne podziały funkcjonalne we wnętrzu. To niewielki, kompaktowy obiekt, który dzięki pustkom i prostej strukturze jest przestrzenny i elastyczny.

02

Biblioteka Wydziału Architektury Politechniki Wrocławskiej, proj. PPML

04

Biblioteka Wydziału Architektury Politechniki Wrocławskiej – przekrój, proj. PPML

Budynek konkursowy dla Muzeum Współczesnego Wrocław to próba zorganizowania przestrzeni publicznej jako westybulu między miastem a ekspozycją. W 3 kondygnacyjnym holu znalazły się szerokie schody-trybuna, które prowadzą do sal wystawowych. Wokół schodów zlokalizowano wszystkie funkcje ogólnodostępne, zostawiając także margines na nieprzewidziane zdarzenia. Przestrzeń publiczna muzeum jest określona przez zawieszoną nad nią bryłę z salami ekspozycyjnymi. Bez wątpienia jest to budynek będący neutralną ramą dla wydarzeń publicznych realizowanych przez współczesną instytucję kultury.

p1

Muzeum Współczesne Wrocław – konkurs, proj. PPML

p2

Muzeum Współczesne Wrocław – konkurs, proj. PPML

p4

Muzeum Współczesne Wrocław – konkurs, proj. PPML

Projekty i realizacje pracowni są proste i powściągliwe, nie zachwycają wyszukanymi formami ani heroicznymi decyzjami. Odpowiadają na określone potrzeby, ponadto oferując unikalną jakość przestrzenną, dzięki konsekwentnemu przekładaniu prostych idei na pragmatyczną architekturę.

W 1984 w Architekturze opublikowano w 6 odcinakach historię polskiej architektury od 1944. Autorami publikacji byli Andrzej Gliński – red. naczelny pisma, Zyta Kusztra – przyszła zastępczyni red. naczelnej Architektury-Murator i Stefan Müller – wrocławski architekt. Bogato ilustrowana i poparta tekstami źródłowymi opowieść zdaje się być bezstronna, choć wtedy podziały polityczne rysowały się bardzo wyraźnie.

Rok publikacji historii architektury PRL nie jest przypadkowy. Nie tyle z powodu okrągłej rocznicy, co wydarzeń, które miały miejsce w połowie lat 80. Schyłek dotychczasowych ideałów i wytycznych architektonicznych wiązanych ze stylem modernistycznym był już wyraźnie odczuwalny. Na stronach pisma przeplatały się już pstrokate postmodernistyczne obrazki i czarno-białe smutne zdjęcia blokowisk. Opowiadano się za poszukiwaniem polskości architektury, różnorodności i symboliki form, powrotem do natury – nieważne jak rozumiano te hasła. Dekorowane budy zastępowały znienawidzoną typizację. System polityczny chylił się ku rozpadowi. Wobec nowego początku inspirowanego przez architekturę Moore’a, Venturiego czy pisma Jencksa, warto było sporządzić podsumowanie dotychczasowych osiągnięć polskiej myśli przestrzennej.

1944-49

Już podczas wojny zaczęto tworzyć tajne pracownie i szkoły architektury, gdzie przygotowywano projekty odbudowy miast. Pracowali tam wybitni polscy architekci, jednak ogrom zniszczeń był nie do przewidzenia, a okres względnej wolności twórczej miał się niedługo zakończyć.

Po wojnie w całym kraju było zarejestrowanych zaledwie 289 architektów. W ramach upaństwowienia musieli oni zrewidować utarte zasady w relacji projektant – klient, niemniej próbowali zachować swoje ideały. Jedni więc kontynuowali stylistykę narodową, dworkową i klasyczną, inni opowiadali się za mniej lub bardziej radykalną nowoczesnością. Przy preferencji tej drugiej opcji tuż po wojnie powstały takie budynki jak dom towarowy Okrąglak w Poznaniu (arch. Marek Leykam, rozpoczęcie budowy 1949), Powszechny Dom Towarowy Smyk (arch. Zbigniew Ihnatowicz i Jerzy Romański, rozpoczęcie budowy 1948) czy pawilon Państwowego Przemysłu Miejscowego na Międzynarodowych Targach Poznańskich (inż. Król). Obok odbudów realizowano wtedy pomnikowe założenia parkowe i cmentarze ofiar wojny, np. Góra św. Anny czy cmentarz Armii Radzieckiej we Wrocławiu.

Pawilon Państwowego Przemysłu Miejscowego w Poznaniu, proj. inż. Król

Dużym wydarzeniem architektonicznym była Wystawa Ziem Odzyskanych w 1948, na którą składały się nowoczesne pawilony tymczasowe: całkowicie przeszklona pijalnia piwa, wystawa węglowa Stanisława Zamecznika w Pawilonie Czterech Kopuł czy wieża z kubłów. Wrocławska impreza była istotnym aktem propagandowym, manifestującym powrót Ziem Zachodnich do macierzy.

Wystawa Ziem Odzyskanych, pawilon Państw. Przemysłu Chemicznego, proj. T. Brzoza, T. Herburt 1948

Wystawa Ziem Odzyskanych, pawilon piwa, 1948

Choć uspołeczniono własność gruntową, stworzono pracownie państwowe i upolityczniano życie społeczne, w tym krótkim okresie powojennym stanowisko partii wobec formy architektonicznej nie było tak radykalne jak później. Warto jednak zauważyć, że jeszcze przed czerwcem 1949, kiedy to bezwzględnie narzucono ideologię realizmu socjalistycznego, powstawały założenia klasycyzujące, np. budynki D1 i D2 Politechniki Wrocławskiej zaprojektowane w 1948. Na ile były takie z woli architektów, a na ile z powodu nacisków gorliwych kacyków, trudno powiedzieć.

Istotną koncepcją urbanistyczną tamtych lat (spektakularną i odważną) był projekt zabudowy śródmieścia Warszawy Macieja Nowickiego. Tu połączono modernistyczną ideę wolnego i powtarzalnego bloku z dużą gęstością zabudowy, która miała tworzyć intensywny krajobraz miejski. Szkice Nowickiego z 1945 dzięki otwartemu planowi są modernistyczne, ale ukazują budynki o charakterze klasycyzującym, wzniesione na monumentalnych cokołach. Z jednej strony definiują reprezentacyjną oś stolicy, z drugiej tworzą kameralne przestrzenie publiczne poza nią. Nowickiemu udało się pogodzić pozorną sprzeczność między modernistycznym miastem a ludzką skalą i stonowaną, klasyczną formą.

Śródmieście Warszawy – proj. Maciej Nowicki 1945

Śródmieście Warszawy – proj. Maciej Nowicki 1945

Okres ten był więc czasem ogromnych możliwości, zarysowanych w wizjonerskich projektach, które jednak tylko w niewielkiej liczbie zostały zrealizowane. Widoczna jest też stosunkowo różnorodna stylistyka architektoniczna, co z jednej strony pozwala przypuszczać, że gdyby nie stalinowskie nakazy, polska architektura rozkwitłaby niedługo po wojnie, a z drugiej udowadnia, że socrealizm nie dla wszystkich musiał być jedynie koniecznym złem.

Źródła: Andrzej Gliński, Zyta Kusztra, Stefan Müller, Architektura Polska 1944-1984, rozdział I, lata 1944-1949 – walka z historyzmem, Architektura 1(417)/1984; Tadeusz Barucki, Maciej Nowicki, Arkady 1986, Architektura 10/1948.

Następne odcinki streszczę i skomentuję w kolejnych wpisach.

Wystawa w MWW

Otwarcie wystawy nastąpiło zgodnie z planem. Zaszczyciła nas Pani Jadwiga. Przyszli jej starzy koledzy. Ale przede wszystkim byli młodzi. Tym samym odpaliliśmy Jednostkę Architektury – Fundację pod patronatem Jadwigi Grabowskiej-Hawrylak. Makiety, rendery, wywiady, zdjęcia Kuby Certowicza, rzuty i stare gazety do obejrzenia (i usłyszenia) w MWW jeszcze do czerwca. Dyrektorka Muzeum – Dorota Monkiewicz zapowiedziała szersze otwarcie placówki na architekturę. A więc do zobaczenia w MWW!

Makieta galeriowca przy Kołłątaja (w tle architekt Stefan Miller), fot. Marek Lamber

Otwarcie wystawy

Otwarcie wystawy - fot. Marek Lamber

Dom naukowca - makieta

Część z renderami budynków, o których opowiada Autorka

Dom Naukowca przy Placu Grunwaldzkim

Gazety znalezione w archiwach

Galeriowiec przy ul. Kołłątaja - Jadwiga Grabowska-Hawrylak 1961

Budynki Jadwigi Grabowskiej-Hawrylak są najbardziej rozpoznawalnymi obiektami z czasów PRL we Wrocławiu. Panująca moda na lata 60. i 70. nie jest jednak dla decydentów wystarczającym powodem  do refleksji nad stanem tej architektury. Wystawa jest optymistyczną wizją przyszłości tych budynków, zbyt często zaliczanych do błędów przeszłości. Na wystawie zaprezentowane zostaną: makiety, wizualizacje, rzuty i archiwalne artykuły oraz specjalnie przygotowane zdjęcia. Cały materiał wystawy jest nowy i nie był wcześniej publikowany. Więcej informacji na stronie Muzeum Współczesnego Wrocław i Jednostki Architektury.

Wystawę przygotowali: Natalia Rowińska, Łukasz Wojciechowski, Marek Lamber, Agnieszka Hałas, Patryk Galiński, Joanna Major, Mikołaj Smoleński. Zdjęcia wykonał: Jakub Certowicz. W imieniu organizatorów zapraszam na wernisaż 14 kwietnia (sobota) 2012, godz. 17.00, MWW Plac Strzegomski 2a, Wrocław. Podczas otwarcia do nabycia będzie katalog wydany w bardzo ograniczonym nakładzie. Po otwarciu wystawy blog niepokoje wraca do normalnego tempa.

Katalog wystawy - proj. Jednostka Architektury

Katalog wystawy - proj. Jednostka Architektury

Wyjątkowość projektów teatralnych Jerzego Gurawskiego polega na zatarciu granicy między sceną a widownią. Dzięki odpowiedniemu układowi wnętrza teatru widz mógł stać się współaktorem, który miał zostać poddany dodatkowym wrażeniom poprzez konkretny ruch na całej przestrzeni teatralnej. Ideałem dla Gurawskiego byłby stały ruch form – gdyby architektura teatru poruszała się jak aktorzy, a nie byłaby tylko tłem dla wydarzeń scenicznych.

Kordian – rysunek Jerzego Gurawskiego (1962)

Jerzy Gurawski jest uznanym architektem, pracującym w Poznaniu. W latach sześćdziesiątych ściśle współpracował we Wrocławiu z Jerzym Grotowskim w jego słynnym Teatrze Laboratorium. Grotowski dążył do pozbycia się z teatru zbędnych elementów (dekoracja, kostiumy, muzyka) na rzecz przybliżenia relacji widz-aktor. Sformułował określenie teatru ubogiego. Zdołał wyrzucić niemal wszystko, pozostali ludzie i architektura.

Szkice Jerzego Gurawskiego (lata 60.)

Rysunek do Dziadów Grotowskiego, http://www.grotowski.net

Gurawski nie operował scenografią, ale minimum potrzebnym do organizacji zdarzenia, jakim jest przedstawienie teatralne. Ze sceny Grotowskiego zniknęły infantylne dekoracje z malowanego kartonu. Pojawiły się podesty ustawione na różnych poziomach, krzesła, oszczędne rekwizyty. Niestety między szkicami Gurawskiego, a rzeczywistością była ogromna różnica, która wynikała z niskich budżetów i prowizorycznych realizacji. Niezależnie od ostatecznego efektu w projektach tych widać niezwykły potencjał architektoniczny, który wykracza poza teatr i może stanowić inspirację dla zdarzeń w rzeczywistości, co widać w dzisiaj realizowanych projektach (np. przez Sou Fujimoto).

Zdjęcie z próby Akropolis http://www.grotowski.net

Dziękuję Stanisławowi Lose za informacje o Teatrze Laboratorium. Więcej o podestach w Magazynie Projekt.

Piloci pięćdziesięciu czterech Heinkli He 111 nadlatujących nad Rotterdam nie zauważyli czerwonych flar. Rozpoczęli dywanowe bombardowanie, mimo udanych negocjacji z Holendrami. Miasto starto z powierzchni ziemi przez pomyłkę.

Rotterdam płonie 1940

W lutym 1945 Breslau zaciekle bronił się przed Sowietami, co spowodowało zniszczenie nietkniętej do tej pory stolicy Dolnego Śląska. Artyleria i bombowce namierzały kolejne kwartały, choć w Jałcie już wcześniej narysowano nowe granice i Wrocław przypadł Polsce.

Podczas dwudziestowiecznych konfliktów zbrojnych równano z ziemią całe metropolie. Większa część z nich padła z powodów strategicznych albo ideologicznych, ale niektóre ot tak, po prostu. Nikt nie zastanawiał się nad pojedynczymi budynkami. Przecież wiele z nich rozwala się w czasach pokoju.

Największa i najbardziej imponująca konstrukcja w Londynie nawet nie doczekała rakiet V-2. Słynny Pałac Kryształowy spłonął w 1936 i nigdy nie został odbudowany. Po wojnie we Wrocławiu i w innych miastach Ziem Odzyskanych rozebrano wiele nienaruszonych budynków, wywożąc cegłę do odbudowującej się Warszawy. Tam zatarto wartościową tkankę ulic, przypieczętowując władzę nowego tyrana Pałacem Kultury i Nauki. Lista zniszczonych miejsc i budynków jest długa. Padały pod presją nowych zasad urbanistycznych, nowych definicji politycznych i nowych potrzeb.

Odzyskiwanie dachówki we Wrocławiu

Na przykład w Zachodnich Niemczech w 1960 zburzono dom handlowy Schocken Ericha Mendelsohna, który zastąpiono nowocześniejszą konstrukcją. Parę lat wcześniej spalono, a potem rozebrano inny budynek tego architekta – też generalnie nienaruszony podczas wojny. Stał na Placu Poczdamskim w Berlinie i niestety znalazł się w strefie Muru Berlińskiego. Warto dodać, że w NRD i PRL Mendelsohny się zachowały zwyczajnie z powodu biedy. Niedaleko od Placu Poczdamskiego kilka lat temu zdemontowano stalowy moloch w złotej skórze – enerdowski Pałac Republiki. Tę imponującą konstrukcję zastąpić ma historyzujący gmach służący pokrzepieniu serc wielko niemieckich konserwatystów.

Budynek Mendelsohna na Placu Poczdamskim w ogniu czerwiec 1953

Ironiczne w tym wypadku jest to, że nowoczesny obiekt ustępuje miejsca zabytkowi. Na przykład emblematyczna siedziba IBM w New Jersey autorstwa Victora Ludy, została zastąpiona sztampową, postmodernistyczną halą z sandwichy elewacyjnych. Ale tak daleko nie trzeba szukać. Wystarczy spojrzeć na renowacje modernistycznej architektury we Wrocławiu, gdzie aluminiowe profile przeszkleń zastępowane są plastikowymi bulajami, nawiązującymi do statków pływających po Odrze, wyposażonych w plastikowe atrapy turbin.

Siedziba IBM w New Jersey – Victor Lundy 1965

Z drugiej strony burzenie zawsze było istotnym elementem kształtowania przestrzeni. Nasze ukochane staromiejskie uliczki nie wyglądałby tak malowniczo, gdyby nie były wynikową odnawiania starej tkanki poprzez wymianę niedziałających komórek.

Miasta po II Wojnie Światowej zostały najechane przez samochody. Początkowo urbaniści i architekci mieli jeden pomysł na rozwiązanie tego problemu – odseparowanie ruchu kołowego i pieszego. Symbolem nowoczesności stały się wiadukty i pomosty przerzucone nad drogami szybkiego ruchu, estakady i schody ruchome. Miasto miało pędzić i najlepiej nie zatrzymywać się.

Pampus – Miasto na wodzie 1968

W 1958 Alison i Peter Smithsonowie zaproponowali wybudowanie nowych poziomów użytkowych w Berlinie. Sieć mostów pieszych miała być nadwieszona nad wielopasmowymi ulicami i w ten sposób stanowić bezpieczną przestrzeń publiczną. W latach 60. i 70. powstała niezliczona ilość takich koncepcji. Jedną z najbardziej katastrofalnych była budowa drogi M8 prowadzącej przez centrum Glasgow, gdzie wyburzono wiele zabytkowych budynków i właściwie zniszczono życie w tej części miasta. Dopiero po jej wybudowaniu w latach 70. zorientowano się w sytuacji i zarzucono dalszą rozbudowę, pozostawiając nieskończone wiadukty.

Glasgow – projekt drogi M8

Glasgow – budowa M8

Centrum Glasgow – destrukcja powstrzymana za późno lata 70.

Technokraci mieli łatwiejszą sytuację w miastach zniszczonych podczas wojny. W centrum Wrocławia zbudowano skrzyżowanie estakad, pozbawiając miasto ok. 6h powierzchni. Co więcej, wielopasmowe ulice zawężają się poza skrzyżowaniem, podkreślając bezsens rozwiązania.

Plac Społeczny – Wrocław

Porażką okazało się także miasto Milton-Keynes, zlokalizowane ok. 80 km na południe od Londynu. Zaprojektowane od podstaw, oficjalnie powstało w 1967. Miało być miastem ogrodem, w którym budynki nie miały przewyższać drzew. Na początku poszczególne obiekty projektowali tacy architekci jak Ralph Erskine czy Norman Foster. Ruch kołowy oddzielono od pieszego – sprowadzając przechodniów do przejść podziemnych. Niewielka intensywność spowodowała ostatecznie, że wszelkie otwarte przestrzenie zostały zajęte przez place parkingowe i nieliczni piesi zniknęli na tle krzaków otaczających samochody.

Centrum Milton Keynes w dzień roboczy

Centrum Milton Keynes w dzień roboczy

Oddzielenie ruchu kołowego od pieszego jest dziś raczej rozumiane jako przenoszenie problemów w inne miejsca. Nie przeszkadza to jednak niektórym architektom wracać do starych idealistycznych wizji. Jarosław Kozakiewicz zaprezentował niedawno na Biennale w Wenecji projekt szklanych, nadwieszonych nad ziemią, tuneli dla Warszawy, w których piesi byli odizolowani od zgiełku miasta. Nie dość, że głupie to szkodliwe.

Dziś w prasie słowo architekt przed nazwiskiem często wystarcza za cały życiorys. Gdy dodamy przymiotnik znany – wszystko jest jasne – mamy do czynienia z wyśmienitym profesjonalistą. Mówi się np. o znanym architekcie Richardzie Konwiarzu. Ten przykład jest wyjątkowo wstrętny. Otóż Konwiarz (którego jedną z głównych zalet jest to, że współpracował z Maxem Bergiem przy Hali Stulecia) nie tylko projektował dla nazistów obiekty militarne, ale także poprzez przyjęte rozwiązania estetyczne wychwalał Trzecią Rzeszę.

Jego schrony przeciwlotnicze w Breslau nawiązywały do stylu imperialnego – do architektury napoleońskiej – co było jawnym pochlebstwem dla wodza. Na frontonie największego z nich Konwiarz zaprojektował orła trzymającego w pazurach emblemat ze swastyką. W 1939 oddał do użytku rozbudowany stadion olimpijski – lepiej przygotowany do partyjnych pokazów siły. Być może to, że Konwiarz w 1933 roku sygnował wiernopoddańczy list do Hitlera, aby nie stracić pracy, nie jest jeszcze powodem do oskarżania go. Ale to, że 9 lat później (1942) nie powstrzymał się przed narysowaniem nazistowskiego symbolu na reprezentacyjnej fasadzie swojego budynku, wyklucza raczej możliwość nazywania go zdawkowo znanym architektem.

Konwiarz – fasada schronu przeciwlotniczego we Wrocławiu

Według Zbigniewa Gostomskiego obiekt zależy od kontekstu. W 1970 nałożył siatkę punktów na mapę Wrocławia i w ten sposób wyznaczył miejsca powstania obiektów sztuki. Wypadały one w przypadkowych sytuacjach miejskich, więc każdy z obiektów przyjąłby różne cechy zaczerpnięte z otoczenia.

Zbigniew Gostomski - Zaczyna się we Wrocławiu 1970

Zbigniew Gostomski – Zaczyna się we Wrocławiu 1970

Ten sposób myślenia charakteryzuje plan Parku La Villette Bernarda Tshumiego. Tutaj regularnie rozmieszczone punkty miały generować aktywności na otaczającym terenie. Podobny zapis przestrzeni można znaleźć także w nieco enigmatycznym rysunku Tschumiego z 1988 pt. Asfalt.

Bernard Tschumi - Parc de la Villette 1982

Bernard Tschumi – Parc de la Villette 1982

Bernard Tschumi - Asfalt 1988

Bernard Tschumi – Asfalt 1988

 

Janusz Kondriatuk w 1973 nakręcił film telewizyjny o perypetiach młodego małżeństwa z psem, które mieszka w jednym z wieżowców na Placu Grunwaldzkim we Wrocławiu (proj. Jadwiga Hawrylak-Grabowska). Filmowa rada lokatorów spotyka się w nadbudówkach na dachu, które oryginalnie przeznaczone były jako świetlice dla mieszkańców. Na początku istnienia bloków można było je zajmować na imprezy rodzinne, które jednak wkrótce okazały się za głośne dla lokatorów wyższych pięter.

Poniżej nieoficjalny zwiastun filmu Pies z fragmentem piosenki napisanej i wykonanej przez Zdzisława Maklakiewicza.

I dodatkowo zdjęcie zrobione w tym samym miejscu i czasie (ok. 1973), które dostałem od kolegi Michała.

Plac Grunwaldzki ok. 1973

W latach 50. niewielu architektów miało siłę przeciwstawić się wytycznym władzy i stylistycznym ukazom Stalina. Jednym z nich był Andrzej Frydecki. Zaprojektował Wydział Mechaniczny Politechniki Wrocławskiej (1949-53) zgodnie z duchem swoich wcześniejszych lwowskich realizacji (np. Dom Żołnierza z 1935). We Wrocławiu jest to jedyny przykład tak ostentacyjnego nonkonformizmu. Architekt miał z nim spore kłopoty, co spowodowało, że następne projekty musiał podporządkować jedynie właściwej opcji.

Wydział Mechaniczny 1953 - Andrzej Frydecki

Dom Żołnierza we Lwowie 1935 - Andrzej Frydecki

Z okazji kuriozalnego ataku na budynek Audytorium Chemii wywołanego przez wrocławskie Stowarzyszenie Historyków Sztuki, przypominam wpis z sierpnia 2011.

Jest dżdżysty jesienny wieczór. Tramwaj mija Muzeum Narodowe we Wrocławiu i wjeżdża na Most Pokoju. Z okien widać unoszący się nad ziemią niezidentyfikowany obiekt. Jest daleko, po drugiej stronie Odry. Rozświetlony od spodu, wygląda jakby lądował albo startował. Pod koniec jazdy mostem, widać wreszcie, że to budynek – audytorium Chemii. Tamten klimat udało się odtworzyć dzięki wizualizacjom Grzegorza Kaczmarowskiego.

Chemia 1970 - wizualizacja Grzegorz Kaczmarowski

Chemia 1970 - wizualizacja Grzegorz Kaczmarowski

Chemia 1970 - wizualizacja Grzegorz Kaczmarowski

Budynek Instytutu Chemii powstał w 1970. Został zaprojektowany przez Krystynę i Mariana Barskich. Dzisiaj istnieje realne zagrożenie zniszczenia go przez przebudowę lub nieudolną renowację. Architekci próbują temu zapobiec. Działa SARP, fundacja EMSA, architekt miejski i inni. Poniżej zdjęcia Krzysztofa Smyka stanu budynku sprzed 2 lat.

Wnętrze sali wykładowej, fot. Krzysztof Smyk

Pochylnie prowadzące do foyer, fot. Krzysztof Smyk

Stan obecny, fot. Krzysztof Smyk

Wiosną 1945 naziści poddali twierdzę Wrocław Armii Czerwonej. Około 80% miasta legło w gruzach. Jednym z wyjątków był budynek Nowej Rejencji – uderzający przykład nazistowskiej architektury. Poza charakterystycznymi detalami – wyposażony w długie korytarze, mające za zadanie przytłoczyć interesantów. Po wojnie – jak gdyby nigdy nic – obiekt został natychmiast odremontowany i ukończony zgodnie z projektem. Komuniści zyskali swoją siedzibę (Wojewódzka Rada Narodowa) w scenografii wroga.

Wroclaw - Nowa Rejencja/Wojewódzka Rada Narodowa

Wcześniej też żadnej ze stron to nie bolało. Już w 1937 podczas wystawy światowej w Paryżu stojące naprzeciw siebie pawilony ZSRR i Niemec okazały się uderzająco podobne. Nawet sam Speer zauważył ten przypadek.

Pawilon radziecki w Paryżu 1937

Pawilon niemiecki w Paryżu 1937

Był rok 1986. Kościół w mojej parafii był szarym barakiem. Posadzka wykonana była z chodnikowych płytek, ławki nie miały oparć ani klęczników, okna były zaadaptowane z bloków mieszkalnych. W kilkanaście lat potem budynek ustąpił miejsca dużo większej świątyni, która paradoksalnie nigdy nie przyjęła takich tłumów jak stary barak.

W latach 80. Kościół był mocny jak nigdy dotąd i potem. Świątynie były miejscami niezależnych dyskusji, spotkań i wykładów. Tam wystawiano awangardową sztukę i odbywały się projekcje filmów. Nie dziwi więc zapał hierarchów do rozbudowy. Co więcej ograniczenia budownictwa socjalistycznego nie dotyczyły kościołów. Architekci i księża mogli więc spełnić swoje ambicje.

Nowe, zwykle pompatyczne, kościoły powstawały przy pomocy wolontariuszy. Mój wujek podjeżdżał na budowę Świętego Ducha po pracy swoją piaskową Skodą 120L. Tam pomagał układać instalację elektryczną.

Postmodernistyczne twory wyrastały zwykle na osiedlach prefabrykowanych bloków, jako kontra dla szarych pudełek. Dziś, w czasie zwątpienia w Kościół w obliczu antysemickich, rasistowskich i pedofilskich incydentów, budynki świecą pustkami. Szkoda, że hierarchowie nie zostali przy barakach.

Kościół Świętego Ducha

Stefan Muller - Kościół Stanisława Kostki

Kościół Opatrzności Bożej

Był rok 1963, kiedy Witold Lipiński skonstruował z drewna proste urządzenie do budowy domu igloo. Belka zaczepiona w środku, zakończona półką na cegłę, obracała się wyznaczając kopułę. Cegła pochodziła z rozbiórki. Schody architekt wykonał z pnia drzewa przyniesionego z pobliskiego parku. Fotele zrobił mu teść, pracujący w fabryce szybowców… Igloo stało się celem wycieczek turystycznych, a gdy rodzina miała już dość i zamknęła przed nimi drzwi, pojawiły się plotki, że Pani Lipińska jest Eskimoską.

Dom wciąż wydaje się awangardowy. Chociaż został zbudowany w czasach niekończącego się kryzysu z użyciem prymitywnych metod i materiałów. Jego małe wymiary zostały podyktowane wytycznymi dot. powierzchni domów jednorodzinnych z czasów komuny.

Witold Lipiński - budowa igloo 1963

 

Witold Lipiński - schody z pnia 1964

Witold Lipiński - pokój dzienny z antresolą

Witold Lipiński - igloo 2011

 

Prawdopodobnie nie istnieją żadne zdjęcia z budowy lotniska na Placu Grunwaldzkim we Wrocławiu z czasu Festung Breslau. Z mieszkania, w którym piszę te słowa, widać było tragedię budowniczych bezsensownego obiektu. Poniżej prosta animacja z trójwymiarowej rekonstrukcji tego obszaru.

Niemcy wyciągnęli wystarczające wnioski z Rosyjskiej Rewolucji, żeby zbudować swoje słynne Siedlungen. Szybkie i tanie budownictwo miało uspokoić nastroje robotników wrzących w przeludnionych miastach. Osiedla miały niewielką intensywność, dużo zieleni i strefy publiczne. Nic jednak chyba nie mogło już zmienić obrazu Republiki Weimarskiej i zapobiec katastrofie wyborów w 1933. Dziś miejsca te są nadal dobrymi adresami, chociaż funkcjonują w skrajnie różnych warunkach od czasu upadku III Rzeszy.

Dzielnica Sępolno we Wrocławiu i Siemens Stadt w Berlinie generalnie przetrwały w oryginalnym stanie. Osiedle w Niemczech jest zadbane, trawniki są przystrzyżone i samochody parkują wzdłuż ulic zgodnie z kierunkiem ruchu. Na Sępolnie świecą plastikowe okna w różnych podziałach, auta stoją w ogródkach, a tereny zielone podzielono płotami metodą gospodarczą. Bez względu na to prosty i klarowny układ urbanistyczny dopełniony powściągliwą, ale zróżnicowaną architekturą wytrzymuje próbę czasu – sprawdza się świetnie w niemieckim porządku i pod presją polskiej wyobraźni.

Sępolno

Siemens Stadt

Siemens Stadt

Siemens Stadt

Czas pierwszych samochodów, samolotów i kolei był fascynujący, ale też przerażający. Różne interpretacje prędkości (ruchu) były przedmiotem zainteresowania architektów. Dom handlowy Petersdorff (dzisiaj Kameleon) Ericha Mendelsohna we Wrocławiu przyspiesza wzdłuż fasady frontowej, wykonuje imponujący nawrót na narożniku, żeby zaraz uderzyć w ścianę prostopadłej pierzei. Hans Scharoun nie popisuje się tak bardzo – skupia się na przechodniu, którego ujmuje między zaginające się murki i stopniowo prowadzi w górę – na zadaszony taras budynku wzorcowego wrocławskiej wystawy Werkbundu.

Erich Mendelsohn - Petersdorff we Wrocławiu

Hans Sharoun - Park Hotel we Wrocławiu

Dynamikę i lęk czuć w budynku Chilehaus w Hamburgu. Naiwne metafory statku i morza w połączeniu z monumentalnymi ścianami z ciemnej cegły tworzą niepokojącą mieszankę. Dualizm ten jest cechą epoki prędkości. Pikanterii całości dodaje fakt, że obiekt powstał za pieniądze zarobione na transporcie saletry z Chile. Związek ten był wykorzystywany do nawożenia ziemi i pomógł wyżywić wzrastającą populację mieszczan, z drugiej jednak strony był składnikiem materiałów wybuchowych, które zabiały tych samych ludzi na frontach wojny totalnej.

Saletra z Chile

Chilehaus w Hamburgu