Jasny gwint
Górę w centrum Caracas potraktowano jak uszkodzony ząb i nałożono na nią koronę w postaci budynku. Aby łatwo było wjechać na nią samochodem zastosowano helikoidę – inaczej gwint śrubowy. Droga wzdłuż której zlokalizowano sklepy pnie się na szczyt pod nachyleniem 2,5% i ma długość ponad 6 kilometrów.
Projekt Jorge Romero Gutierreza powstał w 1955 i miał mieścić punkty handlowe, hotel, kluby i pałac rozrywki. Miał być nowym symbolem Caracas i celem wycieczek, ale prezydent, który zainicjował budowę, został wkrótce obalony. Nie pomogło wystawienie projektu w MoMA w Nowym Jorku w 1965 – budynek mimo poruszenia jakie wywoływał nie został ukończony, cierpiał podczas konfliktów wewnętrznych, dziś nadal nie funkcjonuje zgodnie z przeznaczeniem i jest częściowo zajęty przez sektor zbrojeniowy.
Zastanawiająca jest celowość budowania takiej góry na górze. Czy chodziło jedynie o manifestację finansową, potęgi i władzy? Czy liczono na zwrot kosztów? Oczywiście, każdego architekta w życiu zawodowym dopada wszechogarniająca potrzeba zbudowania wielkiej spirali… Frank Lloyd Wright czy Roger Waters (scenografia do Ça Iry)… jednak nie każdy decyduje się na ten krok (szczęśliwe?). Czy oprócz stwierdzenia „będzie fajnie wyglądać” coś jeszcze usprawiedliwia tę gigantomanię?
Budynki w oczach władz zwykle funkcjonują jako spełnienie ich ambicji. Ale wydaje mi się, że projekt nie jest wyłącznie gigantomaniakalny. Ludzie dominują krajobraz i przystosowują go do swoich potrzeb – tu góra miała pecha znaleźć się w dobrej śródmiejskiej lokalizacji, ale z drugiej strony zachowano ją jako unikalny element przestrzenny. Oczywiście nie jest to ani subtelne ani ekologiczne, to dosłowna utopia, może dlatego fascynująca bo nie działa i nigdy nie działała.
Historia lubi się powtarzać, taki bardziej współczesny ziggurat. Co do gigantomanii, nie widać jej w formie, ale w skali…